Monday, September 29, 2014

Dzień Niepodległości/The Independence Day

Wrzesień się kończy, na północy zaczyna się piękna, złota jesień, a w Meksyku jedyna róznica między latem i jesienia jest taka, że kończą się codzienne ulewy. W Polsce wrzesień kojarzy sie przede wszystkim z powrotem do szkoły, a w Meksyku - z Dniem Niepodległości. Jest to wielka feta w całym kraju, bo Meksykanie są wielkimi patriotami. Jest to dosyc ciekawe zjawisko, bo doskonale zdają sobie sprawę nie tylko z defektów organów rządzących w swym kraju, ale także ze swoich własnych niedoskonałości, często można usłyszeć: "Jesteśmy skorumpowani", "jeździmy jak wariaci", "jesteśmy mało zorganizowani" itp. Mimo wszystko, jednak uważają się za najwspanialszy naród na świecie i patriotyzmu mogłoby im pozazdrościć wiele narodów, śmiem twierdzić, że z Polakami na czele.

Dzień Niepodległości oficjalnie przypada na 16 września, jednak całe świętowanie przypada na 15. Wiele szkół, firm i biur tego dnia albo nie pracuje, albo kończy pracę wcześniej. Meksykanie uważają, że każda okazja jest dobra do napicia się tequili, a Dzień Niepodległości to chyba ta nich najważniejsza. Kluby i dyskoteki pękają w szwach, kto woli spokojniejsze klimaty, spotyka się za znajomymi w domach, a ci co mają siłę, wychodzą na ulicę. W stolicy na "zócalo", czyli placu głównym zbierają się tłumy aby o godzinie 23 razem z obecnym tam prezydentyem wydać słynny okrzyk "VIVA MEXICO" i ogladać fajerwerki.

W tym dniu nie mogłoby zabraknąć oczywiście akcentu kulinarnego. Daniem specjalnym na tą okazję są "chiles en nogada", czyli papryczki chili ¨poblano¨ nadziewane mięsem mielonym, polane sosem ze śmietany, oraz posypane owocem granatu i pietruszką. Każdy składnik symbolizuje jeden z trzech kolorów flagi meksykańskiej, można więc rzec, iż jest to iście patriotyczne danie. 

A oto ono:



September is about to end and in the north the beautiful, gold Autumn is statrting. But here in Mexico the only difference between Summer and Autumn is that the daily downpours slowly cease. In Poland September is associated mainly with going back to school, but in Mexico - with the Independence Day. It is a big day as Mexicans are big patriots. It is quite an interesting phenomena, as they are pretty aware of the defects of their governors as well as their own imperfections. You can hear quite often from them, ¨we´re corrupted, ¨we are crazy drivers¨, ¨we´re disorganized¨,etc. In spite of that, they see themselves as the most wonderful nation in the world and I think many other nations could envy them their patriotizm, I dare say, the Polish as the first ones in line.

The Independence Day is officially written in the calendar on September 16th but all the celebrations take place on the 15th. Many schools, companies and offices closes up completely or finish work early that day. Mexicans claim that every reason is good to have some tequila but the Independence Day is the most important one. Clubs and discos are full on September 15th, those who prefer calm celebrations meet up at homes with friends and family and those who wish, go outside or to the Mexico City´s main squiare - ¨zócalo¨, to meet the president there and at 11p.m. scream the traditional ¨VIVA MEXICO¨ and watch fireworks.

Of course, we can´t forget about the food. The special Independence dish in Mexico is ¨chiles en nogada¨, which are chilis called ¨poblano¨, stuffed with ground meat, served with cream sauce, pomgranate and parsley. Each ingredient symbolizes one of the three colours of the Mexican flag, so we can say, it is a truly patriotic dish:) 

And here it is:




Friday, September 5, 2014

Jedzenie (część 2)/Food (part 2)


Długo zajęło mi przyzwyczajanie się do jedzenia rękoma. Podczas gdy w Polsce dłubiemy w talerzu sztućcami próbując nałożyc sobie odpowiednią ilość obiadku na widelec, tutaj widelec (choć częściej chyba łyżka) jest tylko pomocą do nakładania sobie wszelkiego jadła w tortille. Pamiętam moje pierwsze tacos w pracy, zabrałam się do nich z nożem i widelcem, miny moich współpracowników wyraziły wiecej niż wybuch śmiechu. Wtedy to właśnie zostało mi wyjaśnione, że jestem w Meksyku, a tutaj je się rękoma bo tak wygodniej. Po jedzeniu rąk za to się nie myje-wytarcie ich w papierową serwetkę w zupełności wystarczy.

Meksykańska kuchnia słynie oczywiście z tego, że jest bardzo ostra. Wystepuje tu nieskończona ilość papryczek chili, od tych łagodnych po wysyłające swą pikantnością w kosmos. Na miejskim rynku można dostać oczopląsu od tylu ich rodzajów, a ja chyba nigdy juz nie nauczę się które do czego się dodaje. Ja nie przepadam za ostrymi potrawami, więc od samego początku przed każdym posiłkiem nauczyłam się pytać czy jest ostry ("pica?") Najczęstsza odpowiedź brzmiała "no pica" albo "pica poquito" (troszeczke ostre), ale okazało się, że to co dla Meksykanów "no pica" dla mnie jest ostre, ale do zniesienia, a "pica poquito" sprawiało, że miałam ochotę wypić pół Wisły niczym Smok Wawelski (do dziś nie posmakowałam niczego, co "pica mucho", czyli jest bardzo ostre). Koledzy z pracy często mnie podpuszczali, albowiem reakcja na takie "naczilowanie" jest dosyć zabawna: człowiek robi się czerwony jak rak, zalewa się potem a rozbieganymi oczyma szuka najbliższej szklanki wody (o którą nie jest łatwo, bo najpopularniejszymi napojami do posiłku jest tu cola lub inny napój gazowany, a te nie sprzyjaja złagodzeniu takiego palenia w ustach). Muszę przyznać, że przez te 10 lat nauczyłam się jeść nieco ostrych potraw, ale te najostrzejsze zostawiam dla rodowitych Meksykanów, a idąc do restauracji o sos prosze w osobnym naczyniu.

(Na dole 2 iście meksykańskie tacos de chorizo)

.....................................................................................................................................

It has taken me a longer while to get used to eating with hands. While in Poland we mingle with cutlery in our plate, here a fork (or more often a spoon) serves mostly to put the stuffing into a tortilla to make a taco. I remember my first tacos at work. I started eating them with a knife and fork, the faces of my colleagues expressed more than a burst of laughter. I was explained then, that ¨we are in Mexico, here we eat with hands as it is easier¨. And after eating, we don´t wash our hands, cleaning them with a napkin is enough.

Mexican cuisine is, of course, famous from being spicy. One can find a neverending range of chilli peppers, from not spacy at all to sending-you-to-the-outer-space spicy. At any local marketplace one can get crazy from all kinds of chilli peppers and I guess I will never learn which ones go with which kind of food. I´m not too keen on spicy dishes so since the very beginning I have learnt to ask before every meal if the food is spicy (¨pica?¨). The most common answer is ¨no pica¨ or ¨pica poquito¨ (a bit spicy), but it turned out that what for the Mexicans is ¨no pica¨ is, in fact, spicy but bearable for me but what is ¨pica poquito¨ made me want to drink a river (till now I haven´t tasted anything that ¨pica mucho¨, that is really spicy). My dear colleagues used to make fun of me as a reaction to such a spicy food  is pretty funny, you become as red as a lobster, you sweat and you desperately look for water with your crazy and wild eyes (and water isn´t an easy treat as the most popular drinks that keep companion to meals are coke or other sodas, and these aren´t too helpful when your mouth gets so hot). I have to admit, though, that during these 10
years I have learnt to eat some spicy dishes but I have left those really spicy ones to the real Mexicans and when I go to a restaurant, I ask for my spicy sauce to be served separately.

And here are some yummy tacos de chorizo: