Parę dni temu siedziałam sobie na lekcji u mojej 16-letniej uczennicy w domu, gdy usłyszałyśmy przejeżdżających sprzedawców gazu, na dźwięk których wszystkie psy w sąsiedztwie zaczęły wyć niczym do księżyca. Pomyślałam wtedy, że to świetny temat na post.
Otóż na wielu osiedlach na meksykańskich ziemiach w zasadzie możnaby przeżyc nie wychodząc z domu, bo wszystko, bez zamówienia, może zostać dostarczone do samych drzwi. Takie niezbędniki jak gaz (w który trzeba sie zaopatrzać na własną rękę, można kupować taki w butlach lub stacjonarny, w obu przypadkach jest on dostarczany do samych drzwi lub cysterny na dachu) i woda pitna (w 10-cio lub 20-litrowych butlach) można zakupić nawet kilka razy dziennie od przejeżdżających dostawców. Dodatkowo, w zależności od dnia i osiedla, regularnie pojawiają sie sprzedawcy na przykład jogurtów, tamales (typowego meksykańskiego smakołyku robionego na słono lub słodko, idealnego na śniadanie lub kolację), gotowanej kukurydzy, owoców i warzyw, lodów, a ostatnio pojawił sie u nas nawet pewnien pan proponujący sery. Oczywiście żadnego z robiących obchody nie sposób nie zauważyć bo albo nagminnie pukaja do wszystkich drzwi (nie bacząc na złowrogo szczekające psy, na przykład mojego) lub po prostu krzyczą ("GAAAAAAAAAAAAS" lub "AGUAAAA BONAFOOOOOOOOONT") na pól osiedla lub trąbiąc klaksonem, tudzież trąbką. Zaznaczyc tu trzeba, że dźwięk każdego z tych klaksonów jest inny, aby od razu wiadomo było kto z czym jedzie lub idzie. Również śmieciara ( zarówno taka oficjalna z urzędu miejskiego jak i "piracka") ma swój specjalny gong, którym oznajmmia przybycie (nie ma zwyczaju stawiania wspólnych kontenerów na smieci w Meksyku, odpadki trzeba oddac bezpośrednio śmieciarzom, oczywiście o jakiejkolwiek segregacji smieci nie ma mowy, smieciarze robią to czasem na własną rękę bo np. kartony i plastikowe butelki można sprzedać).
Wszystko to jednak biją na łeb i szyję jednostki zajmujące sie skupem złomu i starych materacy. Nie wiem czy oni wszyscy się jakoś umawiają, ale maja to samo nagranie, które puszczaja przez megafon i które dźwięczy w uszach przez dłuższy czas ("Colchoneeeessssss!! Estuaaaaaas!!! Lavadoraaaaaas!!"). Mój 6-latek ma niezły ubaw i potrafi przez pół dnia imitować "panią od złomu" i śmiać się do rozpuku. Zwykle gdy robi to w towarzystwie swych rówieśników to cała gromadka zaczyna to samo chórkiem.
Czasmi jest to trochę denerwujące (moje psy maja zszargane nerwy bo ciągle musza sie budzić, żeby obszczekac drzwi, a poza tym dostawcy potrafią juz o 6 rano być pod oknem), ale przyznac trzeba, że też jest wygodne, wody nie trzeba dźwigać, gaz dostarczą, to jakieś smakołyki dostarczą, to jakaś kolacyjka się trafi.
To samo dzieje się na przyklad na plaży, człowiek nie musi nawet palcem ruszyć, wystarczy miec przy sobie trochę grosza i zaraz podwieczorek sam przywędruje, za pamiątkami z wakacji tez nie trzeba chodzić bo "stragany" same podchodzą.
Biznes to biznes, nieprawda?
..................................................................................
A couple of days ago I was giving a class to my 16-year-old student at her place when we heard the gas sellers passing by and yelling, to which all the dogs in the neighbourhood started howling as if to the moon. I thought that this is a nice topic for a post here.
In many Mexican neighbourhoods one could basically survive without leaving home as everything can be delivered straight to the door, even without being ordered. Some necessary things like gas (in Mexico one needs to get their own gas in a small tank or from a cystern, if you have a big tank installed; in both cases gas is delivered straight to the door) or drinking water (in 10 or 20-litre bottles) can be purchased even a couple of times a day. Apart from these, depending on the day and area, one can get a door-to-door yoghurt, tamales (typical Mexican sweet or salty snack, perfect for breakfast or dinner), boiled corn, fruit, vegetables, ice creams and recently we´ve even had a guy offering us cheese. Of course, it is impossible not to notice any of the sellers as they knock to the door (not worrying about the bloodthirsty dogs barking on the other side, especially mine) or just yell (¨GAAAAAAAAAAS!!!!¨ or ¨AGUAAAAAAA BONAFOOOOOOONT¨) honking or using some kind of a trumpet so the whole neighbourhood hears them. I need to emphasize that each and every sound is different so everybody knows exactly who is coming and what´s being sold. Also the garbage truck (the official one from the town hall as well as the illegal one) have their own special bell which it used to announce its arrival (there are no common garbage containers here, you need to give your trash directly to the garbagemen, of course there is no garbage segregation, the people who collect it at times separate catrons and plastic bottles as sometimes they can still sell them).
All of the above, however, is nothing compared to the people who collect junk and old matresses. I´m not sure whether they have some kind of a deal but they use the same recording through a megaphone, which stays in one´s head for hours afterwards (¨Colchoneeeeeessss!!! Lavadoraaaaaas!! Estufaaaaaassss!!¨). My 6-year-old has a lot of fun and can imitate ¨the junk lady¨ for a half of the day and laugh. Usually when he does it in the company of some friends, they all start the same like a choir.
Sometimes all of it can be a bit annoying (my dogs get stressed out as they have to wake up pretty often to bark at the door, besides, some sellers can be under the windows even at 6 a.m. already) but I have to admit it is pretty comfortable to have stuff delivered, I don´t need to carry the heavy water, the gas is here when I run out of it, some snacks are always welcome as well.
The same happens, for example, on the beach. One doesn´t have to move a muscle, you just need to have some cash on you and everything comes by itself: a snack, lunch, even souvenir stands.
Business is buisiness, right?
Very convenient!
ReplyDelete